czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 5

Leżałam przez jakieś piętnaście sekund pod kołdrą udając, że śpie. Nie bałam się, ale domyśliłam się kto to jest... Gnorts, na pewno! miałam zamknięte oczy, gdy ktoś uniusł moją kołdrę i powiedział:

- Tak bardzo lubisz spać?.. To zaśnij na zawsze!

Chciałam otworzyć oczy, ale wiedziałam, że ten ktoś, (bo to nie był głos Gnotrs'a) po prostu blefuje.
Myliłam się... Byłam wszystkiego świadoma, ale to był sen. Wszystko co widziałam było snem.

- Ho, ho, ho... kogo ja widzę?- powiedział człowiek, którego znam, ale nie mogę sobie go przypomnieć.
- Kim jesteś?- zapytałam.
- Już nie pamiętasz? To ja! Twój dawny ''Tatuś".
- Co?... I czego niby ode mnie chcesz?
- Ciebie! Jeżeli odmówisz, Gnorts tu nie dotrze, ale ja do tego nie dopuszczę. Idziemy!
- Nie będziesz mi rozkazywał, nic dla mnie nie znaczysz!
- W takim razie sam cię tam przyprowadzę, czy tego chcesz, czy nie!
- Nie sądzę?
- W takim razie przekonasz się sama. Poza tym od teraz możesz mi mówić Taks.

Faktycznie, na jego ramionach widniała litera "T". Taks zabrał nie do przyszłości, gdzie panuje chaos i Gnorts.Było ciemno, wszędzie pusto, w powietrzu było słychać jęki i prośby o powrót.

- No przyznaj się, że to ci się podoba! To w tobie siedzi!- powiedział Taks.
- W sumie.. To jest piękne! Wchodzę w to!
- Myślałem, że będzie trudniej. W takim razie... CHODŹMY!

Szliśmy przez długi korytarz, który przyprawiałby każdego innego o dreszcze, nie mnie- Taks miał rację, to we mnie siedzi. Poszliśmy do opuszczonego ratuszu, schody nagle wyrastały z ziemi i szły w dół. Wszędzie latały kruki, moje ulubione ptaki.

- Daleko jeszcze?- spytałam.
- Jeszcze chwila.

Kiedy już doszliśmy, widziałam wielki symbol, który był w kamiennej ścianie, przedstawił o wszystko to co pojawiało się na moim ciele. To był Gnorts.

- Panie, umowa dotrzymana.- powiedział Taks.
- Głupcze, sama tu przyszła! A ty ją tylko nakierowałeś, przyprowadziłeś!- wściekł się Gnorts.
- Ale, gdyby nie ja, nie byłoby jej tu.
- Idź! Spotkamy się jeszcze.

Taks wyszedł, a Gnorts powiedział:
- Dziecko, powiedz co u ciebie?
- Przejdźmy do konkretów, bez zbędnych wstępów. Co ode mnie chcesz?...
- Chcę ten świat, a TY zasiądziesz na tronie! Razem ze mną!
- Co mam robić?
- Narazie musimy czekać... To musi być 245 dzień roku zostało jeszcze 56. Już wiesz, gdzie mnie szukać. Przychodź do mnie w każdy wieczór pół-pełni księżyca.
- Zaraz, zaraz... Mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Kim jest Moony ze świątyni?
- Moony?! To właśnie ona Mnie tu uwięziła! Dlatego jestem tam na prawie każdym obrazie! Ona wraz z twoją matką mnie tu uwięziły! Nie rób dla niej nic... A teraz może byś się obudziłą?
- Oczywiście...

Wstałam i usłyszałam głos "Co ty zrobiłaś, oj, co ty zrobiłaś." Była moja matka. Odpowiedziałam:

- Coś co powinnam zrobić już dawno. Poszłam zjeść śniadanie i wtedy przyszła Moony, krzywo się na nią popatrzyłam.
- Coś nie tak- zapytała.
- Nie nic... Jakieś plany na dzisiaj?
- Tak, pójdziemy do opuszczonego ratuszu.
- Ale po co...?
- Musimy go... Spalić.
- Nie ma takiej opcji.
- Dlaczego, co tam takiego jest?
- Ty chyba akurat wiesz.
- Dobrze... muszę ci coś powiedzieć...
- Nie musisz, już wszystko wiem.

Wyszłam ze świątyni i spotkałam Taksa.

- No proszę jaka niespodzianka.- powiedział.
- No widzisz...
- Posłuchaj, mam dla ciebie propozycję. Gnorts cię oszuka i wykorzysta.Mamy wspólny cel.
- Wspólny? Ja władze, a ty... Co ty właściwie od niego chcesz?
- To długa historia...
- Mam czas.
- No więc... Kiedy uświaBdomiłaś sobie, że jestem wymysłem, wyobrażeniem. Utknąłem w rzeczywistości Gnorts'a, błagałem jak inni, o litość. Akurat, wtedy potrzebował kogoś takiego jak ja, kogoś kto cię dobrze zna. Wydostałem się na ten świat, ale jako sługa. Obiecał mi, że jeśli cię przyprowadzę, to odzyskam prawa życia i będę nieśmiertelny! Niestety... Oszukał mnie i z tobą zrobi to samo! Jeżeli go zgładzimy świat będzie bezpieczny, a ja... MY będziemy mieli to co chcemy!
- Faktycznie... Ty tak, ja nie! Nie jestem głupia!
- Osz ty!- Taks zamachnął się, ale szybko zaczął zwijać się z bólu.- Aaa! Moja ręka!
- Ja ci ją dałem i ja ci ją mogę zabrać!- powiedział przeze mnie głos Gnorts'a.- Jak to się stało?... TATO?- Powiedziałam złośliwie patrząc na Taksa.

Powiedziałam '' Reteler Mentos Diar!" i zniknęłam w otchłani, stanęłam przed ojcem.
- Dobrze córeczko... Właśnie tak cię wychowałem.

Spojrzałam się na ojca i zaczęłam się uśmiechać, to był wspaniały dzień.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej :) Przepraszam, że ostatnio nic nie było , ale czas mnie ograniczył. Rozdział w święta, niestety nie o tematyce świątecznej, no bo... Rozumiecie ;p Natomiast ja chciałam wam życzyć zdrowych wesołych i rodzinnych świąt ;) Mam nadzieje, że rozdział się podoba i czekam na komentarze.

Pozdrawiam Ravvvka ;)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 4

Kiedy wyszłam z domu widziałam dużo różnych rzeczy Iphony, Blackberry, Samsungi, MP4 itp. Dziwna ulica, same sklepy AGD,a gdzie jakaś biblioteka, księgarnia, czy coś w tym stylu? Muszę kupić książkę o małej Lily, ta książka dała mi wiele do myślenia.

 - Chodź do nas- powiedział tajemniczy głos.
 - Dobrze... co mi szkodzi i tak miałam już tyle przygóg, że co mnie nie zabije to mnie wzmocnij.- odparłam.

Znalazłam sie w wielkiej świątyni, wszędzie były obrazy przedstwiające jedeną postać. Twarz była znajoma.

 - Kto to jest?- spytałam się.
 - Największy Pan, nad Panami, Demon Ciemności silniejszy niż inni. Na świecie jest tylko jedna, równie silna istota.
 - Kto nią jest?- spytałam.
 - Ty! Nie wzięłam Cię tu bez powodu.

Nagle wszystko stało się jesne. Te twarze, te cienie to był Gnorts. Tak bardzo chciałam od niego uciekać, a teraz jeszcze bardziej się do niego zbliżyłam.

 - A czego ode mnie oczekujesz?- zapytałam.
 - Przygotuje Cię do spotkania z nim.
 - A skoro jest taki silny, to jak chcecie to zrobić?
 - Jak już mówiłam, jesteś równie silna. Pomoże Ci w tym również twoja matka, choć nie cierpi Gnortsa, bywa tu często.
 - Jedyna rzecz z której się ciesze- znów ją zobaczę.

Nagle usłyszałam piękną muzykę, niczym z filmu Tima Burtona.

 - Skąd dochdzi ten dzwięk? - spytałam.
 - Z komnaty muzyki. Leży ona wysoko w wierzy. Pójdę zrobić herbatę. Jaką chcesz?
 - Zieloną.
 - Jasne.
 - A tak w ogóle, jak masz na imię?
 - Jestem Moony, wiem troszkę dziwnie.
 - Ja nie jestem lepsza ,, RAVSA"
 - Dlaczego? Nawet nie wiesz co to znaczy.
 - A co znaczy?
 - RAVSA to ŁZY FENIKSA, czyli coś co może uzdrowić nas wszystkich!

Już nic nie mówiąc pomyślałam, że na pewno nie nazywam się tak bez powodu. RAVSA i tak nie znoszę tego imienia. A może bym pomedytowała, zapytam się, czy jest gdzieś miejsce.

 - Prezpraszam Moony, czy mogłabym gdzieś pomedytować- zapytałam bez obawy co ktoś o tym pomyśli.
 - Tak, właśnie przygotowałam dla ciebie komnatę.
 - Przecież mam swój dom, chciałam pomedytować tylko chwilę.
 - Pomyśl... Dom? Bez rodziny? To też była bujda.
 - Naprawdę?... Coś mi się nie chce wierzyć.
 - To już tylko twój problem, komnata i tak będzie czekać.
 - A gdzie jest, jeśli mogę się dowiedzieć.
 - Jest w podziemiach, obok sali świec i gabinetu luster.

Lustra... coś mi to mówi, już wiem, to piekło ojca ,, Tamten Wymiar". Ale idę, byłam już tam.

 - A jeszcze jedno. Czy jest tu jakaś biblioteka?
 - Tak na samej górze, a chcesz jakąś konkretną książkę?
 - Tak, ,, Detenrman- Miasto Nadziei"
 - Nie ma takiej książki, to tylko twój umysł ją wytwożył. Była to też, mała zanęta, żebyś tu przyszła.
 - Kolejna tajemnica, pójdę już- oświadczyłam, lecz nie uzyskałam już odpowiedzi.

Tej nocy bardzo dużo rozmyślałam. O wielu rzeczach, o mnie- jako "książka". No bo... Co a=ja mam wspólnego  z małą Lily? W sumie bardzo dużo. Nagle poczułam oddech na karku, a na podłogę padał cień. Nie, nie odwróce się...

~~~~~~
Hej, jak już mówiłam, posty będą częściej. Dziwne, że wyszło teogo tak mało w realu zajęło 2,5 strony ;/... Czekam na komentarze i pozdrawiam!
~Ravvvka



niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 3

Czemu to spotyka akurat mnie? Hmmm... Pewnie każdy inny na moim miejscu by się o to pytał. Ktoś w końcu musi. Mam nadzieje, że to się niedługo skończzy, ale jak to mój ojciec, przecież już tego nie zmienie... O! Książka, a co ona robi pod łóżkiem? "Detenrman- Miasto Nadziei"- przecież to nie moja książka, napewno nie jest tu bez powodu, jak wszystko. Zaczęłam czytać:

"Lilianna była małą, drobną dziewczynką. Miała brązowe włosy i purpurowy sweterek. Była sama, sama bez nikogo. Stała w tunelu uschniętych drzew, trzymając swojego misia za łapkę. Poszła przed siebie, ale nie jak każde małe dziecko, nierozważnie i z biegiem, tylko ze spokojem i zamyśleniem.

- Kim ja jestem?- zapytała, lecz nie uzyskała odpowiedzi.
Z drzew odleciało stado kruków.
 -Boje się! Chodź Teddy- powiedziała.

Tego dnia była mgła. Mała Lil nie umiała nic dostrzec, szczególnie żywej duszy.

- Lil- powiedział tajemnieczy KTOŚ.
- Ja?... Kto do mnie mówi? odparła niezawstydzona
- Lil, chodź do mnie.
- Ale, ale gdzie Ty jesteś?
- No chodź.

Mała Lil spojrzała w górę i zobaczyła Niebieskooką brunetkę.

- Ale kim Ty jesteś?
- To ja- Asvar
- Nie znam Cię.
- Zabiorę Cię ze sobą, do Detenrman.
- Co to?- Spytała Lily.
- Miasto.. miasto Nadziei..."

- Hej! Co się stało, gdzie jest reszta stron? Kto je wyrwał?!- wpadłam w furię- O nie! już dziewiąta godzinę temu zaczęłam lekcje! Nieważne... Pomedytuję...

Godzine potem poszłam do wymiaru "Swarth". Wymiar ciemości, niesprawiedliwości i zła, w sumie... cała ja. Pssssyt... żmija przebiegła mi pod nogami. Idę stąd- pomyślałam.

***

 Włączyłam telewizor- chyba pierwszy raz w życiu... Leciała jakaś kiepska komedia, jedyne słowa które zapamiętałam: ,, Proszę wyłączyć BlackBerry" Ach... To promowanie produtku. Hmmm... Wiem, zrobie przemeblowanie! Trzeba by zrobić jakiś plan. Jest tak, aha aha. O! Wiem! To jest to!
Będzie cały biały, jakaś kanapa, czy coś.




W sumie mógł by mi ktoś pomóc, ale nie bo po co? To jest takie denerwujące, gdy Ty wszystkim robisz dobrze a oni Cię olewają. Co się dzieje? Przed chwilą byłam spokojna, a teraz ironiczna, może zaraz zacznę rzucać rzeczy o ściane? A zresztą co mnie to obchdzi, jestem tu sama, mam tylko matkę- gdzieś poza światem i ojca- który nim nie jest... Co on mi w ogóle w życiu dał? NIC! Całe życie mnie okłamywał, myślał, że się nie dowiem. Chociaż... to by było bez sensu, w końcu i tak mnie do czegoś wykorzysta i zostawi na pastwę losu. Moje serce może i jest zimne, ale waleczne i nie dam za wygraną. Znam swoją wartość, ale co mi to da? Jest ode mnie silniejszy i potężniejszy. Ale ja jestem jego częścią- On moją. Skoro On może manipulować mną, czemu ja nie mogę Nim!? Moje myśli się ze sobą, wygrała jedna... Jestem taka sama jak ojciec, a przecież nie chcę...

~~~~~~~~~~
Przepraszam, że mnie ostatnio dłuuuugo nie było ( bo cały miesiąc) ale nie miałam weny i chodź można to uznać za wymówkę, to się poprawi. Mam zamiar pisać więcej i rzetelniej. Ten rozdział krótki, bo gółem mam szlaban i nie mogę siadać do komputera. Mam nadzieje, że się podobało i czekam na wasze komentarze- Ravvvka :)








niedziela, 19 października 2014

Rozdział 2 cz. II

Z oczu ojca zaczęła bić czarna fala, byłam przerażona.

- DOŚĆ!!- ze mnie zaś, zaczęła płynąć jasność.
- Stawiasz się własnemu ojcu? Zginiesz!
- Nie będziesz mną rządził.- chodź jeszcze nie wiedziałam co On ode mnie chce.
- Reteler Mentos Diar.- powiedziałam to równo z ojcem.

Dotknęła mnie jego ręka, czułam jak krew leje się ze mnie potokami. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Na moim ciele pojawiły się różne symbole.

- Teraz jesteś moja, twoja ręka jest moją ręką. Twój umysł jest moim umysłem.- powiedział ojciec
- Puść mnie.- wyrywałam się.

Nagle biła ze mnie światłość. Znalazłam się w pokoju moich własnych lęków.

- Zabierz mnie stąd!... Tato!

Niespodziewanie wszystkie strachy i omamy, zaczęły zamieniać się w płomienie, które zaczęły błagać o życie.

- Tak wygląda piekło i to tak będziesz traktowała ludzi, którzy staną na twej... na MEJ drodze!
- Nie!! Proszę! Proszę tato...- łza zakręciła mi się w oku.
- Tak! A ja zasiądę na tronie, a ty będziesz mi towarzyszyć!
- A co jeśli się nie zgodzę?- spytałam
- Któregoś dnia zrozumiesz,
- Nic nie zrobię! Aaa!!- Symbole wróciły na moje ciało.- Czemu to robisz?
- Bo taka jest moja rola, a twoja jest taka byś się mnie słuchała.
- Ja cię nie znam, nawet nie wiem jak masz na imię!- krzyknęłam.
- Gnotr's, zapamiętaj to imię do końca życia!

,,Krew... leje się krew. Wszyscy uciekli bo bali się mnie... Krew zwycięska krew, z ciał nam spłynęła bo pali nas gniew. Przeklęty gniew, wszyscy usnęli na zawsze, bo ja nie boje się sam to zacząłeś, sam skończysz to też."

Ojciec wpadł w furię, dotknął mnie i sparaliżował prądem.

- Nigdy więcej już tak nie powiesz. Nigdy więcej się mi nie sprzeciwisz. Nigdy więcej nie ujrzysz już ziemi, tak pięknej, całej, szczęśliwej!

Następnego dnia obudziłam się w jaskini, tej samej co wcześniej. Mogło by się wydawać, że skoro już tam byłam to znam drogę do wyjścia, ale tak nie jest. Wcześniej byłam tu w jakimś celu, a teraz? Pewnie też, ale w jakim? Ojca nie zrozumiem, mamy ze mną nie ma... A no właśnie, JEST! Zawsze jest ze mną! Mamo pomóż, mamo przyjdź!

- Matka nie ma tu wstępu!
- Kto to powiedział?
- Już mnie nie pamiętasz? A przecież mówiłem ci... ZAPAMIĘTAJ TO IMIĘ DO KOŃCA ŻYCIA!
- Nie! To nie jesteś Ty!
- Haha... To ja! We własnej osobie!
- Lalalala...- próbowałam odwrócić myśli od niego- lalala...

W sumie wiem, tylko czemu ja na to wcześniej nie wpadłam! MEDYTACJA! To jest to. Teraz jest okej. Dobrze być już w domu, gorzej, że to nie był sen...

- Reteler Mentos Diar! Haha...- powiedział tajemniczy głos.
- Nie.. na pewno, nie...



~~~~
Rozdział krótki, poniewasz jest kontynuacją poprzedniego :D Piszcie, czy się podoba. :)

sobota, 18 października 2014

Rozdział 2

 Obudziłam się w podziemiach, to była jakaś jaskinia. Bardzo mnie bolała głowa, wstałam nie wiedząc co czeka za rogiem. Oglądałam się co chwila szukając wyjścia. Czułam się nieswojo, ciągle mając wrażenie, że zaraz dostanę czymś w głowę. Znalazłam światło i bez większych namysłów poszłam w jego stronę. To była ważna decyzja, znalazłam się przed ścianą światła. Po dłuższym zastanowieniu przeszłam przez nią. Zaczęłam krzyczeć, spadłam w dół niczym Alicja w Krainie Czarów.
 Kiedy wstałam i się otrzepałam, poszłam dalej przez mroczny korytarz. Miałam wrażenie, że jest to droga bez końca. Robiło się coraz chłodniej i coraz ciszej. Zaczęłam się lekko bać. Przed moimi oczami przepełznął wąż, głośno sycząc. Nie traktowałam tego jako coś ważnego. Na drzewie siedziała sowa, chciałabym wiedzieć co mówi. Patrząc się na mnie kręciła głową i odleciała.

Chyba nie jestem, aż taka brzydka, że zwierzęta się mnie boją?
Czasem może to nie one się nas boją, ale my ich?

Te pytania mnie często dręczyły i to nie bez powodu. Gdy my się czegoś boimy sami wytwarzamy wizję lęku.

***

Znalazłam się w wielkim gabinecie luster, nie lubiłam takich miejsc, Były... takie zbyt... brak słów, po prostu NIE. Brakuje mi tu kogoś, nie mamy, nie taty... Mel... ona tu powinna być, śmiała by się, a ja... nie umiem tego okazać, już jutro trzeba iść do szkoły, a ja nawet nie wiem gdzie jestem. To jest jakieś głupie- położyłam się na podłodze i przez lustra chciałam dojrzeć niebo- To nie realne, ale wiem, że nie jestem tu bez powodu- wstałam i zaczęłam medytować- Tak to właśnie o to chodziło. Bił ze mnie blask, a biały "duch" łabędzia czuwał nade mną.

- Ras...
To były słowa, które słyszałam nie raz, ale teraz wiem, że moja mama ma z tym coś wspólnego.
Nie minęła minuta i znów siedziałam koło niej, to było piękne.

- Mamo, gdzie jak byłam?- spytałam.
- Ty? Nigdzie, gdzie ja byłam?

I tak zakończyła się nasza rozmowa, ja poszłam w swoją stronę, a mama w swoją.
Medytacja- To jest ten lęk, tamten wymiar miał mi to pokazać. Zrozumiałam... i wiedziałam, że na tym się nie skończy.

Medytowałam jeszcze dość długo, spodobało mi się to, zaczęłam chodzić spokojniejsza, a właśnie muszę zadzwonić:
- Halo... Mel?... Mam pytanko....Mogłabyś do mnie wpaść?... No dobra to ja będę czekać... No to pa...

Po chwili Mel weszła do mojego pokoju.
- Hej- powiedziałam.
- Cześć, co tam?- odparła Mel.
- Na początek... przepraszam, za to ostatnio.
- E tam, ja już zapomniałam.
- Czyli się nie gniewasz? 
- No skąd, nie mogłabym.
- To super, a po drugie, to DZIĘKUJE!
- Ale... za co?
- Za to, że nakłoniłaś mnie do medytacji, to jest coś pięknego.
- Egh... no nie ma sprawy- Mel powiedziała z lekkim zdziwieniem.
- A może... pomedytujemy razem?- zapytała Ravka.
- Nie wiesz co... może nie...- masz ten sam problem co ja... boisz się...
- Mel przerwała jej w pół zdania- Ja?... ph, no skąd, że...- powiedziała z zadumaniem
- Znam cię i siebie też znam, gdy nie przyznajemy się do lęku on przyznaje się do nas

Mel odwróciła się lekko plecami, a łza popłynęła jej z oka.

- Nie płacz...
- Skąd ty to wiesz? Tak, boje się... że już tu nie wrócę- z wyciszeniem powiedziała- muszę już iść, może innym razem, muszę do teko dojrzeć...

Mel niczym huragan wybiegła z pokoju, po czym weszła moja mama i zapytała się:

- Co się stało?
- Mel się boi, ale kocha lęk i tu błędne koło się zamyka...
- Dość! To nie jest normalne, musisz wiedzieć!
- Ale co?- z zaniepokojeniem zapytałam- nie chcę cię znów stracić mamo!
- Chodzi o twojego tatę, on nie ma ludzkiej postaci, to istne ZŁO, i to on woła cię do siebie, ale to ty ostatecznie zdecydujesz, czy on, czy ja.
- W takim razie kim jest człowiek, którego całe życie uważałam za ojca?
- To twój wytwórz, to twój lęk.

Mama zginęła w otchłani, a ja już tego nie potrafiłam znieść. Nagle krzyknęłam:

-WRÓĆ!
Wróciła się, coś znowu ją przywołało.

-Pamiętaj, zawsze z tobą jestem, gdy mnie będziesz potrzebowała, powiedz, lub sama sobie odpowiedz na pytanie. Masz dar i panuj nad nim... Medytuj...

Czy warto ryzykować? Czy to ma dalej sens? Te pytania na pewno trafią na moją listę, już sama nie wiem, nie ma przy mnie nikogo, no prawie...

***

Bryń! Bryń!- to znów ten cholerny budzik. Wstałam, byłam sama, tata nie pojechał do pracy, taty nie było. To nie ma sensu...
- Wszystko ma jakiś głębszy sens...
- Kto to powiedział?
- To ja, twoja mama...
- Nie ma cię tu, ach... to pewnie znowu jakieś omamy.
Kontynuowałam pakowanie torby do szkoły.

- A ku ku!- powiedział tajemniczy głos.
- Hihi- usłyszałam śmiechy, odwróciłam się i... Zobaczyłam siebie jako małe dziecko i moją mamę. Kiedyś spędzałyśmy tak dużo czasu bawiąc się.

Nagle czar prysł, do drzwi zapukała Melanii:

- Wchodź.- zaprosiłam ją do środka.
- To ty chodź, do szkoły.- powiedziała z uśmiechem.
- A no tak, już idę. - odparłam wesoło.
- Co ci się stało Ravka, taka uśmiechnięta? Ktoś mi ukradł przyjaciółkę.- powiedziała Mel
- No bez przesady, aż takim gburem to ja nie jestem- i obydwie zaczęłyśmy się śmiać- no to chodźmy.

Droga do szkoły wyglądała normalnie: Dom-Przystanek-Autobus-Szkoła. Gdy już weszłyśmy do szkoły wiedziałam, że nie spotka nas dzisiaj nic dobrego.

,,JĘZYK POLSKI"

-Dzień dobry, czy ktoś zgłasza n.p? (nieprzygotowanie do lekcji)
Zgłosiło się kilka osób.

- Dobrze, Tranger, Klasius... Oo nowiutka perełka się zgłasza- powiedziała wrednym tonem nauczycielka, widać było, że ma zły dzień.- Jackobs. Co nie chciało się nauczyć? No to już piątki na koniec nie będzie.
- Ale dlaczego? Jeden minus przecież nic nie zmienia- broniła się Mel.
- Pyskujemy, tak? Za zachowanie też już piąteczki nie będzie.
- Stara wiedźma...- powiedziała najcichszym szeptem Mel tak ,że nawet ja tego nie słyszałam.
- Słucham? Spotkamy się u dyrektorki!- odparła nauczycielka.

Nikt nic nie mówił, nikt nie miał odwagi... Wstałam:

- U dyrektorki to się pani znajdzie.- powiedziałam.
- Kolejna?- złośliwie spytała.
- Kolejna.. i nie pierwsza i nie ostatnia.
- Ach tak...
- Tak! Jak ma zamiar się wyżywać na nas, to niech  pani się po wyżywa na swoich dzieciach!
- Teraz to przesadziłaś kochana.
- I pani również, do widzenia!
- A spróbuj mi tu jeszcze wrócić!
- Nie mam zamiaru i wyszłam.

Mel wyszła za mną, chyba jedna trochę przesadziłam.

,, MATEKATYKA"

- Dzień dobry, dzieci. Dziś omówimy sprawdzian. Będę mówić czyj to sprawdzian, a on będzie podchodził, dobrze? No więc tak sprawdziany są ustawione ocenami w kolejności malejącej.

•Till's 17 punktów- piątka!
•Yushi 16 punktów- piątka.
•Tray'k 14,5 punkta- czwórka.
•Tranger 13 punktów- trója.
•Jackobs 12,5 punkta- trójka

- Uff...- powiedziała Mel. 
- A gdzie mój test?!- pomyślałam

•Deithgomn 12 punktów- trójka
•Klasius 8 punktów- dwója!

- Poprawa jest 27 października tj. poniedziałek. Ile osób poprawia?
- Poprawiasz?- zapytała się mnie Mel.
- Tak, a ty?
- No chyba też.
- Dwa, trzy, cztery. Dobrze czyli cztery osoby.- powiedziała nauczycielka.
Reszta lekcji już poszła gładko, gdy wróciłam do domu, zjadłam obiad i poszłam medytować.
Niektóre pytania wciąż mnie dręczyły, a ja wciąż nie znałam na nie odpowiedzi.
Zaraz! To nie jest mój świat, to jest...
- Twój dom, a ja jestem twoim ojcem!





niedziela, 14 września 2014

Bohaterowie


Ravsa Deithgomn. Piętnastoletnia dziewczyna, brunetka, niebieskooka. Bardzo poważna, nie lubi pokazywać uczuć ani emocji. Znajomi nazywają ją Ravka. Ostatnimi czasy miewa świadome sny. Chociaż tego nie widać, nie lubi się kłócić lub mieć z kimś jakiś sporu. Uwielbia czytać książki, nie obchodzą ją żadne portale społecznościowe. Określa się jednym zdaniem "I chodź pragniemy uciec, to nie ma na świecie takiej pary drzwi która temu podoła."










Melanie Jackobs. Również piętnastolatka, brunetka, która ma brązowe oczy
Ryzykantka, by zdefiniować słowo zabawa nie potrzebuje słownika, czasami jednak potrafi zachować powagę i zimną krew. Ma wielu znajomych, ale tylko Ravsie była w stanie zaufać w stu procentach. Muzyka to jej światło. Na pozór słodka, ale kocha rap i hip-hop.
" Z zapisem 13-stu zdarzeń, 3-naście po na zegarze" to ulubiony cytat jej piosenki.

sobota, 13 września 2014

Rozdział 1

Hej, jestem Ravsa, ale znajomi mówią na mnie Ravka. Do pewnego czasu wszystko było normalnie, ale zaczęło dziać się coś dziwnego... A mianowicie, w nocy widzę co się dzieje na zewnątrz, a gdy się budzę wszystko pamiętam. Nikomu o tym nie mówiłam, wstydziłam się... No bo sami pomyślcie, że ktoś wam mówi " No hej, wiesz co w nocy wychodzę z ciała" już chyba rozumiecie. Nie powiedziałam nawet ojcu. Prędzej powiedziałabym mamie, ale pracuje za granicą... Może chociaż ta noc będzie normalna, mam nadzieje.

 Gdy wstałam taty już nie było, pojechał do pracy. Obudziło mnie głośne walenie do drzwi i dzwonek. Nie spieszyło mi się... Wolno zeszłam na dół, w drzwiach stała Mel. Met to moja najlepsza Przyjaciółka, znamy się od piaskownicy. Różniłyśmy się jednak bardzo.

Ja- poważna, stanowcza, spokojna, czasem bezlitosna...
 Ona- ryzykantka, lubi dobrą zabawę, wieczne dziecko; mimo wszystko i  tak ją uwielbiam.

 Zapytałam się co ona tak wcześnie na nogach, w końcu na 8.55 miałyśmy do szkoły i właśnie mi oznajmiła, że jest już 8.25, a na w pół do dziewiątej byłyśmy umówione. Pierwszy raz zaspałam. No co... Umyłam szybko twarz i zęby, uczesałam się, ubrałam, wzięłam trochę pieniędzy na jakąś bułkę i równo o w pół do dziewiątej wyszłyśmy. Ja zawsze jestem punktualna. Chodzimy z Mel do równoległej klasy, ale ja do 2A, a ona do 2B. Na dłuższej przerwie poszłyśmy do baru obok na lunch. Źle się poczułam. Zemdlałam i obudziłam się  w domu. Nade mną stała Mel i tata.

- Chcesz wody?- spytała się Mel
- Nie.-odpowiedziałam-Tato zostawisz nas same?
- Dobrze, ale gdyby coś się działo to wołajcie.
- Ok.- powiedziałam

Tata wyszedł, a drzwi za nim nawet nie trzasnęły.
- Słuchaj, Mel... To było coś dziwnego, kiedy zemdlałam widziałam wszystko co się ze mną dzieje.- Odważyłam się wreszcie o tym komuś powiedzieć.
- To dziwne... Nie uważasz?
- No wiem, ale to nie moja wina.
- Na tak, wiem, że nie. Oglądałam kiedyś taki program, gdzie ludzie też mówili o swoich przypadkach paranormalnych.
- Czyli, że jestem medium?
- Nie no raczej nie... Medium przewiduje przyszłość. W tym programie mówili, że żeby nad tym zapanować trzeba dużo medytować.
- To idiotyczne... Nie mam zamiaru siedzieć po turecku i mówić "Omm..."- chodź w głębi duszy bardzo podobał mi się ten pomysł.
- No... Kurcze! Chodzi o to, żeby o tym myśleć, kontrolować oddech, no sama wiesz.
- Niby tak, ale...- już nie wiedziałam co mam powiedzieć- ach... nie ważne.
- Chyba już na mnie pora.- powiedziała Mel tak stanowczym głosem jak nigdy dotąd.
- No ok... to pa.- powiedziałam niezbyt smutnym tonem.- wybacz, że nie odprowadzę cię do drzwi, ale...
- Pa...

Gdy usłyszałam huk drzwi, zwinęłam się w kłębek. Gdzieś tam w środku było mi bardzo smutno.
Ale nie lubiłam pokazywać tego światu. Następnego dnia nie byłam w szkole, jak tata powiedział dyrektorce- "Z powodu choroby". Choć ja czułam się świetnie. Bał się o mnie. Gdy wyszedł wyjęłam z pod poduszki książkę i zaczęłam czytać. "I choć pragniemy uciec, to nie ma na świecie takiej pary drzwi, która temu podoła...". Kochałam ten cytat w stu procentach. Poczułam się senna... Usnęłam. Kiedy się obudziłam stała nade mną jakaś kobieta. Na początku byłam bardzo zdziwiona.

- M..Mmmo.... Mama!?
-*Ras!
- Mamo skąd ty tu się wzięłaś? To znaczy nie to, że się nie cieszę po prostu...
- Nie spodziewałaś się, mój matczyny instynkt mówił mi, że mnie potrzebujesz.
- Masz rację, musimy porozmawiać.
Rozmawiałyśmy dość długo, moja mama zawsze mnie zrozumie.
- A na ile zostajesz w domu mamo?- spytałam.
- Na... zawsze! Zwolniłam się z pracy, zrozumiałam, że moja córcia jest ważniejsza.
- Jest! To naprawdę super!... Dziękuję...
- To ja dziękuję.
I to były ostatnie słowa jakie usłyszałam.

*Ras- inne zdrobnienie od mojego imienia